wtorek, 30 września 2014

Kraina

                         Opowiadanie konkursowe 

To był wyjątkowo mglisty, ale zwyczajny poranek – nie różnił się niczym od wczorajszego. Bernadetta nie spodziewała się, że ten dzień będzie najciekawszym, ale i najgorszym w jej życiu. Obudziła się jak zwykle o wschodzie słońca i spojrzała na swoją bliźniaczą siostrę. Lena równocześnie zrobiła to samo. Uśmiechnęły się do siebie. Nie musiały spać w jednym pokoju, ale chciały tego; prawie nigdy się nie rozstawały.
            Bernadetta była śliczną, piętnastoletnią szatynką, a Lena piękną blondynką. Siostry te kochały się wyjątkowo głęboko od zawsze, ale ich miłość pogłębiła się jeszcze po śmierci rodziców, kiedy to 3 lata temu, zimą, uratowali swoje córki z lodowatej rzeki, oddając za nie życie. Mieszkały teraz z ukochaną babcią w ogromnym, starym domu kilka kilometrów od Warszawy. Każdy jest w jakimś sensie wyjątkowy, ale Lena i Bernadetta były wyjątkowe w wyjątkowy sposób. Nigdy żadne zwierzę nie oparło się urokowi Bernadetty, a Lena panowała nad żywiołami.
             Jak najciszej, by nie budzić babci, dziewczyny ubrały się i zeszły szybko na dół, do kuchni. Zrobiły sobie kanapki z bitą śmietaną, po czym poszły do stajni wyczyścić Cavallera i Zojkę, jabłkowite angloaraby. Skończywszy, udały się do lasu na codzienny poranny spacer. Nawet nie przypuszczały, że już nigdy nie pojeżdżą razem konno.
              Zające i sarny przybiegały do nich na pieszczoty, sikorki siadały na dłoni Bernadetty, a pod stopami Leny kwitły kwiaty. Obie były szczęśliwe. Nie wiedziały, iż to szczęście zostanie niedługo zburzone.
- Zobacz! Jestem przekonana, że nigdy nie wiedziałam tego drzewa! – wykrzyknęła nagle Lena.
  Znajdowały się w zagajniku, który ptaki upodobały sobie jako miejsce do budowy gniazd. Powalone drzewo, wskazane przez Lenę, musiało tam leżeć od dawna, ponieważ korzenie sterczące do góry pokryte były mchem i liśćmi, a poniżej widoczne były jakieś dziury i nory.
Bernadetta uklękła obok siostry.
- Wyobraź sobie, że są to wrota do Krainy…
- Do Krainy…? – spytała Lena, oczekując dalszego ciągu nazwy.
- No, do Krainy! – roześmiała się Bernadetta.
- Wspaniała nazwa – odparła bliźniaczka, wpatrując się w otwór. – Wyjątkowo oryginalna. Kraina… Jak myślisz, co trzeba zrobić, żeby się tam dostać?
- Trzeba uwierzyć – zdecydowanie powiedziała siostra – a później zrobić już tylko mały kr…
   Słowa Bernadetty rozpłynęły się, gdy zniknęła w dziurze.
- Bernadetta! – wrzasnęła Lena. – Ona zawsze się pcha tam, gdzie nie trzeba. A ja razem z nią – westchnęła i skoczyła za siostrą.
  Wylądowała tuż obok bliźniaczki na wielkim, czerwonym grzybie. Wzięły się za ręce.
- Kolorowo tu – stwierdziła Bernadetta. – A więc to jednak były wrota.
- Na to wygląda. Prawie jak w „Alicji”.
- To jest Kraina – głos żółwia, który wyłonił się na dwóch nogach zza drzewa sprawił, że dziewczyny podskoczyły przestraszone. – Kraina, gdzie rodzą się sny, marzenia i opowiadania. Nazywam się Raptus i powierzono mi zadanie poprowadzenia was do walki. Kraina bowiem jest zagrożona. Miratrix toczy chorobę w nasze prastare drzewa, grożąc równocześnie wam, na górze. Prosimy was o pomoc.
   Bliźniaczki wygramoliły się z drzewa, po czym raźno zapytały:
- Jak możemy pomóc?
- Chodźcie – powiedział Raptus. – Źródło ukaże wam prawdę.          
   Ruszyli przez wielki las, opuszczając tęczową polankę. Drzewa były tak ogromne, że dwudziestu ludzi nie byłoby w stanie objąć najcieńszego z nich i tak wysokie, że nie było widać ich koron. Bardzo szybko doszli do dużej, kamiennej sadzawki, skrzącej się wszystkimi odcieniami błękitu.
- Pochylcie głowy nad wodą – odezwał się żółw.
  Bliźniaczki wykonały polecenie. Momentalnie ujrzały w tafli obrazy – stare drzewa, umierające powoli, czarne smugi, pnące się po nich i zabijające rośliny na powierzchni; ginące zwierzęta, a potem ludzi.
- Drzewa Krainy są połączone z waszym światem. Jeśli umrą, wszyscy zginiemy. Miratrix jest złą siłą, przepełnioną nienawiścią, dążącą do całkowitego zniszczenia. Źródło przepowiedziało, iż tylko wy możecie nas uratować, ale poniesiecie za to najwyższą cenę. Znaczy to, iż przynajmniej jedna z was straci życie.
    Siostry wymieniły spojrzenia. To miał być zwykły sierpniowy dzień – poranny spacer, potem jazda konna, pomoc w gospodarstwie, pływanie, spotkanie z Fredem i Maksem… Stało się inaczej - trafiły do magicznej krainy, której istnienia nawet nie podejrzewały i stanęły przed wyborem: pomóc i zginąć lub nie pomóc i też zginąć. A może to był tylko sen? Ale w takim razie… która śniła? Przekazały sobie to wszystko, nawet nie otwierając ust. Postanowiły postawić wszystko na jedną kartę. To mogła być niesamowita przygoda.
- Co mamy zrobić? – spytała Bernadetta.
- Miratrix to silny przeciwnik; ma wielu sługusów. Musicie zebrać armię. Użyjcie swych mocy.
- Skoro to sen… - zaczęła ostrożnie Bernadetta.
- … to możemy zaryzykować - dokończyła Lena. I zaraz wzięły się do roboty.
        Bernadetta wzywała do walki wszystkie zwierzęta, jakie tylko zamieszkiwały tę krainę, a więc: gadające myszy i borsuki, jednorożce, pegazy, ryby lądowe, zające wielkości kuca, wyjątkowo rozumne psy, dzikie koty, wyścigowe ślimaki, smoki, sarny, łosio-jastrzębio-łasico-krewetko-kury oraz wiele innych.
           Lena zaś tworzyła broń – ogniste miecze, tarcze z liści (wyjątkowo mocne), wodne katapulty i strzały z powietrza. Następnie z odpowiednimi instrukcjami rozdawała je między zwierzaki.
   Po kilku godzinach armia była gotowa. Nie przedstawiała się zbyt fenomenalnie ani nie szła w zwartym szyku, ale była.
- Co robić teraz? – spytała Dotyk Żywiołów (tak zwierzęta mówiły na Lenę).
- Idźcie prosto na zachód – odparł Raptus. – Tam spotkacie Miratrix.
   Po wydaniu rozkazów armia ruszyła. Dziewczęta szły przodem, rozmawiając cicho.
- Obawiam się, że to może nie być sen – szepnęła Lena. – To wszystko jest zbyt realne.
- Zgadzam się z tobą. Jeszcze nigdy nie czułam tyle we śnie. Zapach, smak, dotyk… Wszystko.
- A to oznacza, że znajdujemy się w niebezpieczeństwie.
- Jeżeli to nie jest sen, a żółw mówił prawdę i tak byłybyśmy zagrożone.
- Masz rację, ale… Zobacz, jeśli nie przeżyjemy, co z babcią? Co z Fredem i Maksem? Oni nic nie wiedzą.
- Przeżyjemy. – Bernadetta uścisnęła dłoń Leny. – Przeżyjemy i uratujemy świat. – Chociaż żołądek skręcał jej się ze strachu o siebie, o siostrę, o to, że może nigdy już nie zobaczyć Maksa – swojej miłości, starała się dodać otuchy bliźniaczce.
       Najniespodziewaniej w świecie wyrosła przed nimi czarna ściana ognia. Wszyscy zatrzymali się, wydając zduszone okrzyki trwogi. Zza zasłony dymu wyłoniła się dziewczyna niezwykłego piękna – piękna niebezpiecznego, drapieżnego, jakim obdarzone są gepardy, tygrysy czy pumy. Miała krótkie czarne włosy, tegoż samego koloru oczy i paznokcie oraz jasną skórę. Ubrana była w zniszczony strój wojowniczki. Zaraz za nią z ognia wyszły stwory: ni psy, ni ludzie.
- Och, a więc Dotyk Żywiołów i Muśnięcie Bata już przybyły. – Dziewczyna przechyliła ciekawie głowę na bok, po czym skłoniła się drwiąco. – Kolejne dwie duszyczki do mojej kolekcji. – Przesunęła dłonią po pobliskim drzewie, które zaczęło czernieć i umierać. – Nie wysilajcie się, moje śliczne. I tak was zniszczę – szepnęła z rozkoszą. – Elike!– Wielkie bestie skoczyły. Zapanował chaos. Wszystko działo się tak szybko…
           Konie tratowały wrogów, wielkie koty ich rozszarpywały, smoki paliły, myszy gryzły, pegazy zmiatały jednym uderzeniem skrzydeł, a ryby… ryby robiły coś dziwnego, co jednak skutkowało śmiercią elike, które stanęły im na drodze. Mimo wszystko stwory wciąż miały przewagę. Bliźniaczki walczyły, jak tylko były w stanie. Czarna Wojowniczka przyglądała im się z błyskiem w oku, nawet nie patrząc na ofiary, które błyskawicznie uśmiercała.
- Wiecie czym są elike? – odezwała się w końcu, podchodząc. - To ludzie. Ludzie, którzy wybrali złą ścieżkę. Nie, żeby mieli specjalny wybór. To ludzie, którzy spróbowali krwi swojej żony, córki, siostry, matki, przyjaciółki… są to mężczyźni, bądź chłopcy, którzy poddali się memu czarowi. Zabijali ukochane osoby, by spełnić mój kaprys. A gdy spróbujesz krwi kobiety – nie możesz przestać uśmiercać. Z każdą nową ofiarą tracili swoje człowieczeństwo, aż w końcu stali się bezlitosnymi, bezwzględnymi mordercami. Na zewnątrz – zwierzę, w środku – człowiek. A wiecie, co w tym wszystkim jest najlepsze? – Miratrix uśmiechnęła się szatańsko. – Że oni wiedzą, co czynią, mają świadomość i cierpią, bo nie mogą przestać, choć bardzo chcą. Zabijają, bo nie mają siły, by stawiać opór, a żałują każdej zamordowanej osoby. – Roześmiała się. – Maks i Fred jeszcze mogą do nich dołączyć. – W tym momencie Lena skoczyła desperacko, zamachnąwszy się mieczem, ale Miratrix wdzięcznie wyciągnęła sztylet i wbiła go w ciało… Bernadetty. Kochająca siostra poświęciła życie dla drugiej.
        Przez chwilę nic się nie działo. Miratrix patrzyła zdumiona na ciało dziewczyny, a Lena… nie da się opisać tego, co się w niej działo. Nagle wszystko wróciło do życia. Dotyk Żywiołów za pomocą wiatru wyrwał sztylet Miratrix i wbił go jej w brzuch, po czym przyskoczył do konającej bliźniaczki. Gdy Czarna Wojowniczka zginęła, elike rozpierzchły się, a pozostałe przy życiu zwierzęta podeszły do sióstr.
- Żyj, żyj, Bernadetto, błagam! – panikowała Lena. – Proszę… Nie zostawiaj mnie, nie zostawiaj Maksa!
- Ona bardzo cierpi. – Raptus dopiero teraz dotarł na plac boju. – Żyje, ale cierpi. Jej serce pochłania lód, a głowę trawi ogień. To są ogromne męczarnie. Nie do pojęcia. – Żółw pokręcił głową.
- Jak mogę jej pomóc?!!! – krzyknęła z rozpaczą Lena.
- Tylko akt prawdziwej miłości może coś zdziałać.
          Lena nie wiedziała, co to znaczy. Pocałunek ukochanego? Nie pojmowała, co znaczy „akt prawdziwej miłości”, lecz czuła, co powinna robić. Ujęła dłonie siostry. Na prawej ręce Bernadetty znajdowała się czarno-biała rękawiczka bez palców. Lena miała taką samą na lewej. Splotła swoje palce z palcami bliźniaczki i zacisnęła powieki. Po chwili utworzyło się między nimi Połączenie, które wysysało cierpienie z Bernadetty. Lena skręcała się z bólu, ale nie puszczała. Tak straszliwych męczarni nigdy sobie nawet nie wyobrażała, ale, jeśli dzięki temu Bernadetta będzie żyć, to nie jest to wygórowana cena. Tuż przed tym, jak Śmierć niechętnie puściła swą pierwszą ofiarę dziewczyny się spotkały – w innej rzeczywistości.
- Lena, co ty robisz! Puść! Zginiesz! Nie chcę żyć bez ciebie!
- A ja bez ciebie. Żyj, Bernadetto. Pozdrów ode mnie Maksa i babcię i powiedz Fredowi, ile dla mnie znaczył…
- Leno, nie, proszę! Nie chcę cię stracić! Nie umieraj!
- Tak właściwie, to ja mam lepiej. Spotkam rodziców. – Lena ucałowała siostrę. – Kocham cię, a życie bez ciebie nie ma sensu.

Bernadetta nabrała powietrza w płuca. Żyła! Ale Lena… Dziewczyna zaczęła łkać. Jej palce wciąż były splecione z palcami siostry. Lena oddała za nią życie. Zabrała ten przeokropny ból. Jej Miłość okazała się silniejsza od Śmierci. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz