Opowiadanie konkursowe
To był wyjątkowo mglisty, ale zwyczajny poranek – nie różnił się niczym od wczorajszego.
Bernadetta nie spodziewała się, że ten dzień będzie najciekawszym, ale i
najgorszym w jej życiu. Obudziła się jak zwykle o wschodzie słońca i spojrzała
na swoją bliźniaczą siostrę. Lena równocześnie zrobiła to samo. Uśmiechnęły się
do siebie. Nie musiały spać w jednym pokoju, ale chciały tego; prawie nigdy się
nie rozstawały.
Bernadetta była
śliczną, piętnastoletnią szatynką, a Lena piękną blondynką. Siostry te kochały
się wyjątkowo głęboko od zawsze, ale ich miłość pogłębiła się jeszcze po
śmierci rodziców, kiedy to 3 lata temu, zimą, uratowali swoje córki z lodowatej
rzeki, oddając za nie życie. Mieszkały teraz z ukochaną babcią w ogromnym,
starym domu kilka kilometrów od Warszawy. Każdy jest w jakimś sensie wyjątkowy,
ale Lena i Bernadetta były wyjątkowe w wyjątkowy sposób. Nigdy żadne zwierzę
nie oparło się urokowi Bernadetty, a Lena panowała nad żywiołami.
Jak najciszej, by
nie budzić babci, dziewczyny ubrały się i zeszły szybko na dół, do kuchni. Zrobiły
sobie kanapki z bitą śmietaną, po czym poszły do stajni wyczyścić Cavallera i
Zojkę, jabłkowite angloaraby. Skończywszy, udały się do lasu na codzienny
poranny spacer. Nawet nie przypuszczały, że już nigdy nie pojeżdżą razem konno.
Zające i sarny przybiegały
do nich na pieszczoty, sikorki siadały na dłoni Bernadetty, a pod stopami Leny
kwitły kwiaty. Obie były szczęśliwe. Nie wiedziały, iż to szczęście zostanie
niedługo zburzone.
- Zobacz! Jestem
przekonana, że nigdy nie wiedziałam tego drzewa! – wykrzyknęła nagle Lena.
Znajdowały się w
zagajniku, który ptaki upodobały sobie jako miejsce do budowy gniazd. Powalone
drzewo, wskazane przez Lenę, musiało tam leżeć od dawna, ponieważ korzenie
sterczące do góry pokryte były mchem i liśćmi, a poniżej widoczne były jakieś
dziury i nory.
Bernadetta
uklękła obok siostry.
- Wyobraź sobie,
że są to wrota do Krainy…
- Do Krainy…? – spytała
Lena, oczekując dalszego ciągu nazwy.
- No, do Krainy!
– roześmiała się Bernadetta.
- Wspaniała nazwa
– odparła bliźniaczka, wpatrując się w otwór. – Wyjątkowo oryginalna. Kraina…
Jak myślisz, co trzeba zrobić, żeby się tam dostać?
- Trzeba uwierzyć
– zdecydowanie powiedziała siostra – a później zrobić już tylko mały kr…
Słowa Bernadetty
rozpłynęły się, gdy zniknęła w dziurze.
- Bernadetta! –
wrzasnęła Lena. – Ona zawsze się pcha tam, gdzie nie trzeba. A ja razem z nią –
westchnęła i skoczyła za siostrą.
Wylądowała tuż
obok bliźniaczki na wielkim, czerwonym grzybie. Wzięły się za ręce.
- Kolorowo tu –
stwierdziła Bernadetta. – A więc to jednak były wrota.
- Na to wygląda.
Prawie jak w „Alicji”.
- To jest Kraina
– głos żółwia, który wyłonił się na dwóch nogach zza drzewa sprawił, że
dziewczyny podskoczyły przestraszone. – Kraina, gdzie rodzą się sny, marzenia i
opowiadania. Nazywam się Raptus i powierzono mi zadanie poprowadzenia was do
walki. Kraina bowiem jest zagrożona. Miratrix toczy chorobę w nasze prastare
drzewa, grożąc równocześnie wam, na górze. Prosimy was o pomoc.
Bliźniaczki
wygramoliły się z drzewa, po czym raźno zapytały:
- Jak możemy
pomóc?
- Chodźcie – powiedział Raptus. – Źródło ukaże wam prawdę.
Ruszyli przez
wielki las, opuszczając tęczową polankę. Drzewa były tak ogromne, że dwudziestu
ludzi nie byłoby w stanie objąć najcieńszego z nich i tak wysokie, że nie było
widać ich koron. Bardzo szybko doszli do dużej, kamiennej sadzawki, skrzącej
się wszystkimi odcieniami błękitu.
- Pochylcie głowy
nad wodą – odezwał się żółw.
Bliźniaczki
wykonały polecenie. Momentalnie ujrzały w tafli obrazy – stare drzewa, umierające
powoli, czarne smugi, pnące się po nich i zabijające rośliny na powierzchni;
ginące zwierzęta, a potem ludzi.
- Drzewa Krainy
są połączone z waszym światem. Jeśli umrą, wszyscy zginiemy. Miratrix jest złą
siłą, przepełnioną nienawiścią, dążącą do całkowitego zniszczenia. Źródło
przepowiedziało, iż tylko wy możecie nas uratować, ale poniesiecie za to
najwyższą cenę. Znaczy to, iż przynajmniej jedna z was straci życie.
Siostry wymieniły
spojrzenia. To miał być zwykły sierpniowy dzień – poranny spacer, potem jazda
konna, pomoc w gospodarstwie, pływanie, spotkanie z Fredem i Maksem… Stało się
inaczej - trafiły do magicznej krainy, której istnienia nawet nie podejrzewały
i stanęły przed wyborem: pomóc i zginąć lub nie pomóc i też zginąć. A może to
był tylko sen? Ale w takim razie… która śniła? Przekazały sobie to wszystko, nawet
nie otwierając ust. Postanowiły postawić wszystko na jedną kartę. To mogła być
niesamowita przygoda.
- Co mamy zrobić?
– spytała Bernadetta.
- Miratrix to
silny przeciwnik; ma wielu sługusów. Musicie zebrać armię. Użyjcie swych mocy.
- Skoro to sen… -
zaczęła ostrożnie Bernadetta.
- … to możemy
zaryzykować - dokończyła Lena. I zaraz wzięły się do roboty.
Bernadetta
wzywała do walki wszystkie zwierzęta, jakie tylko zamieszkiwały tę krainę, a
więc: gadające myszy i borsuki, jednorożce, pegazy, ryby lądowe, zające
wielkości kuca, wyjątkowo rozumne psy, dzikie koty, wyścigowe ślimaki, smoki,
sarny, łosio-jastrzębio-łasico-krewetko-kury oraz wiele innych.
Lena zaś tworzyła
broń – ogniste miecze, tarcze z liści (wyjątkowo mocne), wodne katapulty i strzały
z powietrza. Następnie z odpowiednimi instrukcjami rozdawała je między
zwierzaki.
Po kilku
godzinach armia była gotowa. Nie przedstawiała się zbyt fenomenalnie ani nie
szła w zwartym szyku, ale była.
- Co robić teraz?
– spytała Dotyk Żywiołów (tak zwierzęta mówiły na Lenę).
- Idźcie prosto
na zachód – odparł Raptus. – Tam spotkacie Miratrix.
Po wydaniu
rozkazów armia ruszyła. Dziewczęta szły przodem, rozmawiając cicho.
- Obawiam się, że
to może nie być sen – szepnęła Lena. – To wszystko jest zbyt realne.
- Zgadzam się z
tobą. Jeszcze nigdy nie czułam tyle we śnie. Zapach, smak, dotyk… Wszystko.
- A to oznacza,
że znajdujemy się w niebezpieczeństwie.
- Jeżeli to nie
jest sen, a żółw mówił prawdę i tak byłybyśmy zagrożone.
- Masz rację,
ale… Zobacz, jeśli nie przeżyjemy, co z babcią? Co z Fredem i Maksem? Oni nic
nie wiedzą.
- Przeżyjemy. –
Bernadetta uścisnęła dłoń Leny. – Przeżyjemy i uratujemy świat. – Chociaż
żołądek skręcał jej się ze strachu o siebie, o siostrę, o to, że może nigdy już
nie zobaczyć Maksa – swojej miłości, starała się dodać otuchy bliźniaczce.
Najniespodziewaniej
w świecie wyrosła przed nimi czarna ściana ognia. Wszyscy zatrzymali się,
wydając zduszone okrzyki trwogi. Zza zasłony dymu wyłoniła się dziewczyna
niezwykłego piękna – piękna niebezpiecznego, drapieżnego, jakim obdarzone są
gepardy, tygrysy czy pumy. Miała krótkie czarne włosy, tegoż samego koloru oczy
i paznokcie oraz jasną skórę. Ubrana była w zniszczony strój wojowniczki. Zaraz
za nią z ognia wyszły stwory: ni psy, ni ludzie.
- Och, a więc
Dotyk Żywiołów i Muśnięcie Bata już przybyły. – Dziewczyna przechyliła ciekawie
głowę na bok, po czym skłoniła się drwiąco. – Kolejne dwie duszyczki do mojej
kolekcji. – Przesunęła dłonią po pobliskim drzewie, które zaczęło czernieć i
umierać. – Nie wysilajcie się, moje śliczne. I tak was zniszczę – szepnęła z
rozkoszą. – Elike!– Wielkie bestie skoczyły. Zapanował chaos. Wszystko działo
się tak szybko…
Konie tratowały
wrogów, wielkie koty ich rozszarpywały, smoki paliły, myszy gryzły, pegazy
zmiatały jednym uderzeniem skrzydeł, a ryby… ryby robiły coś dziwnego, co
jednak skutkowało śmiercią elike, które stanęły im na drodze. Mimo wszystko
stwory wciąż miały przewagę. Bliźniaczki walczyły, jak tylko były w stanie.
Czarna Wojowniczka przyglądała im się z błyskiem w oku, nawet nie patrząc na
ofiary, które błyskawicznie uśmiercała.
- Wiecie czym są
elike? – odezwała się w końcu, podchodząc. - To ludzie. Ludzie, którzy wybrali złą
ścieżkę. Nie, żeby mieli specjalny wybór. To ludzie, którzy spróbowali krwi
swojej żony, córki, siostry, matki, przyjaciółki… są to mężczyźni, bądź
chłopcy, którzy poddali się memu czarowi. Zabijali ukochane osoby, by spełnić
mój kaprys. A gdy spróbujesz krwi kobiety – nie możesz przestać uśmiercać. Z
każdą nową ofiarą tracili swoje człowieczeństwo, aż w końcu stali się
bezlitosnymi, bezwzględnymi mordercami. Na zewnątrz – zwierzę, w środku –
człowiek. A wiecie, co w tym wszystkim jest najlepsze? – Miratrix uśmiechnęła
się szatańsko. – Że oni wiedzą, co czynią, mają świadomość i cierpią, bo nie
mogą przestać, choć bardzo chcą. Zabijają, bo nie mają siły, by stawiać opór, a
żałują każdej zamordowanej osoby. – Roześmiała się. – Maks i Fred jeszcze mogą
do nich dołączyć. – W tym momencie Lena skoczyła desperacko, zamachnąwszy się
mieczem, ale Miratrix wdzięcznie wyciągnęła sztylet i wbiła go w ciało…
Bernadetty. Kochająca siostra poświęciła życie dla drugiej.
Przez chwilę nic się nie działo. Miratrix patrzyła zdumiona na ciało
dziewczyny, a Lena… nie da się opisać tego, co się w niej działo. Nagle
wszystko wróciło do życia. Dotyk Żywiołów za pomocą wiatru wyrwał sztylet
Miratrix i wbił go jej w brzuch, po czym przyskoczył do konającej bliźniaczki.
Gdy Czarna Wojowniczka zginęła, elike rozpierzchły się, a pozostałe przy życiu
zwierzęta podeszły do sióstr.
- Żyj, żyj, Bernadetto, błagam! – panikowała Lena. – Proszę… Nie zostawiaj
mnie, nie zostawiaj Maksa!
- Ona bardzo cierpi. – Raptus dopiero teraz dotarł na plac boju. – Żyje,
ale cierpi. Jej serce pochłania lód, a głowę trawi ogień. To są ogromne
męczarnie. Nie do pojęcia. – Żółw pokręcił głową.
- Jak mogę jej pomóc?!!! – krzyknęła z rozpaczą Lena.
- Tylko akt prawdziwej miłości może coś zdziałać.
Lena nie wiedziała, co to znaczy. Pocałunek ukochanego? Nie pojmowała, co
znaczy „akt prawdziwej miłości”, lecz czuła, co powinna robić. Ujęła dłonie
siostry. Na prawej ręce Bernadetty znajdowała się czarno-biała rękawiczka bez
palców. Lena miała taką samą na lewej. Splotła swoje palce z palcami
bliźniaczki i zacisnęła powieki. Po chwili utworzyło się między nimi
Połączenie, które wysysało cierpienie z Bernadetty. Lena skręcała się z bólu,
ale nie puszczała. Tak straszliwych męczarni nigdy sobie nawet nie wyobrażała,
ale, jeśli dzięki temu Bernadetta będzie żyć, to nie jest to wygórowana cena. Tuż
przed tym, jak Śmierć niechętnie puściła swą pierwszą ofiarę dziewczyny się
spotkały – w innej rzeczywistości.
- Lena, co ty robisz!
Puść! Zginiesz! Nie chcę żyć bez ciebie!
- A ja bez ciebie. Żyj,
Bernadetto. Pozdrów ode mnie Maksa i babcię i powiedz Fredowi, ile dla mnie
znaczył…
- Leno, nie, proszę!
Nie chcę cię stracić! Nie umieraj!
- Tak właściwie, to ja
mam lepiej. Spotkam rodziców. – Lena ucałowała siostrę. – Kocham cię, a życie
bez ciebie nie ma sensu.
Bernadetta nabrała powietrza w płuca. Żyła! Ale
Lena… Dziewczyna zaczęła łkać. Jej palce wciąż były splecione z palcami
siostry. Lena oddała za nią życie. Zabrała ten przeokropny ból. Jej Miłość
okazała się silniejsza od Śmierci.